Bogusław Mazur Bogusław Mazur
104
BLOG

Monologi podczas debat prezydenckich

Bogusław Mazur Bogusław Mazur Polityka Obserwuj notkę 2

Debaty prezydenckie wyznaczają nową definicję debaty jako takiej. Są to głównie monologi, w których pomija się jedne ważne problemy, a o innych mówi naskórkowo. Przykłady na to są.

Do tej pory debata polegała na tym, że dwójka ludzi ze sobą rozmawiała, okazując swoją wiedzę, talenty oratorskie, błyskotliwość i stan nerwów. Okazuje się jednak, że do debaty nowego typu potrzeba osób trzecich zadających pytania, na które pytany odpowiada monologiem, z rzadka nawiązując rozmowę z adwersarzem. Tylko pod koniec rozmówcy obywają się bez pośredników, choć i tak czas wypowiedzi mają odliczony gongami, powodującymi zabawne przyspieszenie w wypowiadaniu końcowych zdań.

W rezultacie mamy przeskakiwanie z tematu na temat i konieczność ich selekcjonowania na mniej i bardziej ważne. Do mniej ważnych został zaliczony temat reprywatyzacji, choć dotyczy on milionów Polaków. Polskie Towarzystwo Ziemiańskie zresztą zaapelowało do obydwu pretendentów aspirujących do miana głowy państwa o zajęcie stanowiska wobec reprywatyzacji.

Bez rezultatu. Byli (?) właściciele są najczęściej opisywani jako ludzie chcący się wzbogacić kosztem szkół i żłobków, więc temat nie jest nośny do monologowania. W rzeczywistości chodzi o ludzi, którzy u zarania PRL zostali ograbieni z majątków. Często nawet z pogwałceniem „prawa” PRL, czyli już zupełnie bandycko. Ale kto o tym wie?

Byli (?) właściciele próbują dochodzić swych praw na drodze sądowej, co wyłącza z obiegu gospodarczego znaczącą w skali kraju część nieruchomości. Jeżeli doliczyć do tego niezrealizowane inwestycje, które byłyby poczynione po przeprowadzeniu reprywatyzacji, to straty jej zaniechania można spokojnie szacować w skali miliardów. No, ale temat nie mieści się w nowej formule monologowej debaty.

Przykładem tematu obecnego, ale potraktowanego zdawkowo był przetarg MON na śmigłowce dla armii. Temat jest już popularny, stąd tylko krótkie przypomnienie. Chodzi o to, że resort obrony wybrał do testowania śmigłowiec Caracal, oferowany przez francusko-niemiecki koncern Airbus Helicopters. A odrzucił z powodów formalnych ofertę PZL-Świdnik (AgustaWestland), który chciał dostarczać śmigłowce AW149 oraz ofertę PZL-Mielec (Sikorsky) mający śmigłowce Black Hawk.

Decyzja MON została zmiażdżona jako nieracjonalna, gdyż wybrano maszynę o najstarszej konstrukcji i najdroższą w eksploatacji, a w dodatku oferowaną przez firmę, która dopiero obiecuje poważniej zainwestować w Polsce. Zaś odrzucono oferty dwóch firm mających śmigłowce w wielu parametrach lepsze, firm, które już zainwestowały u nas gigantyczne pieniądze. Ba, pojawiły się sugestie, że przetarg MON był ustawiony. W co się już wierzyć nie chce, bo gdzieżby u nas takie rzeczy.

I oto podczas wyborczego telewizyjnego monologu pan prezydent, z całego serca popierający decyzję MON stwierdza, że wyborowi oferty Airbus Helicopters będzie „towarzyszyła umowa przemysłowa, która zaowocuje paru tysiącami miejsc pracy w Polsce. Będą to miejsca pracy i myśl technologiczna, a nie tylko montownia”. Stwierdził też odkrywczo, że „trzeba żołnierzom dać dobrą, nowoczesną broń”.

W tradycyjnej debacie kontrkandydat powinien wykazać, że prezydent albo nie wie, co mówi, albo nie mówi, co wie. No, ale mamy nową formę debaty, więc gong, gong, kolejny temat.

A szkoda. Rzecznik prasowy MON Jacek Sońta umieścił napisał na Twitterze, że „Airbus zapowiedział ponad 3,5 tys. miejsc pracy”. Na co jeden z internautów zaatakował rzecznika: „Pan raczy żartować. Oficjalnie zapowiedział 1250. Skąd Pan wziął tę liczbę?”. Sońta wtedy uściślił: „oprócz bezpośrednich miejsc pracy powstaną pośrednie u dostawców, podwykonawców”.

Gong. Rachując jak rzecznik MON można stwierdzić, że już teraz tylko sam PZL-Świdnik zatrudnia 7,5 tys. ludzi - 3,5 tys. w zakładzie oraz dodatkowe 4 tys. u swych 900 polskich dostawców. Co więcej, w przypadku wygrania przetargu, firma wygenerowałaby niemal 2 tys. miejsc pracy bezpośrednio w Świdniku oraz kolejne 4 tys. miejsc w Polsce.

Ale zostawmy miejsca pracy, lećmy dalej, do myśli pana prezydenta o „myśli technologicznej”. Oferta offsetowa samego Świdnika była w sumie warta prawie 4 mld euro i zakładała uczynienie z Polski światowego ośrodka produkcji śmigłowców AW149, co generowałoby miliardowe dochody dla budżetu państwa przez ok 30 lat.

„A jaka jest wartość oferty offsetowej Airbus Helicopters i co będzie produkować, a nie montować francuska firma, skoro pierwsza dostawa Caracali ma być w całości przywieziona z francuskich fabryk? Co pan wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak mówił panu o tym”? – powinien w tym momencie przygważdżać pytaniami prezydenta Andrzej Duda, popisując się wiedzą. Jednak nie miał okazji przygwoździć, bo rozległ się gong.

Także stwierdzenie prezydenta o tym, że armia potrzebuje nowoczesnego sprzętu dawało szansę na kontrę. „Zgadzam się z panem, że armia powinna mieć sprzęt nowoczesny i dobry. To dlaczego nie protestował pan przeciwko decyzji MON? Czy wie pan, który śmigłowiec jest najnowszej generacji i najbardziej perspektywiczny? A który jest najbardziej sprawdzony w bojach? Ile miliardów dodatkowo wydamy na francuskie maszyny, choć nie są lepsze od odrzuconych pod byle pozorem? – mógłby atakować Duda w czasie debaty. Ale podczas tej tradycyjnej, bez pośredników i gongów.

Oczywiście nawet podczas tradycyjnej debaty mogłoby się okazać, że żaden z rozmówców nie zadawałby takich pytań, bo nie ma odpowiedniej wiedzy. Ale przynajmniej dowiedzielibyśmy się o tym. Może z tego powodu nasze debaty przypominają monologi dwóch aktorów. Gong.

Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje. Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka